Nie wiesz czegoś? Zapytaj Google. W dobie kryzysu autorytetów, to chyba jedyne miejsce, gdzie ludzkość pragnie jeszcze szukać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. To tak jakby niezliczone pokłady wiedzy ukryte były za magiczną bramą, a charakterystyczne okienko z migającym kursorem obok kolorowej literki “g” było jedynym pasującym do niej kluczem. Okazuje się jednak, że tak jak większość spraw na tym świecie, Internet również ma swoje drugie dno, znacznie głębsze niż myślimy.
W którymś z kwietniowych wydań Tygodnika Forum natknąłem się na artykuł o Ianie Clarku i jego wynalazku. Ten niepozorny student sztucznej inteligencji i informatyki na Uniwersytecie Edynburskim, w ramach swojej pracy magisterskiej wymyślił sposób, by użytkownicy Internetu mogli pozostać w nim całkowicie anonimowi. Współdzielone przez nich dane miały być szyfrowane do tego stopnia, że nikt z nich nie wiedział tak naprawdę od kogo ściąga i komu udostępnia informacje. Tak powstał Freenet – swoista ciemna i nie dająca się kontrolować “podsieć”. Jej rozmiary obecnie znacznie przerosły swój oficjalny pierwowzór, a dostępu do jej zasobów strzegą tajemnicze metawyszukiwarki.
Oczywiście łatwo domyśleć się, jakiego rodzaju informacje można tam znaleźć. Wszelkiej maści tajniacy, dziwacy i opryszki wymieniają w nim między sobą takie ciekawe pozycje jak np. “Podręcznik terrorysty: praktyczny przewodnik po materiałach wybuchowych i innych rzeczach interesujących dla terrorystów” czy popularny “Przewodnik dla obrońców praw zwierząt, czyli jak dokonywać podpaleń”:) Jednak rzeczą, która szczególnie mnie zainteresowała jest nie treść, a rozmiar tego zjawiska.
Okazuje się, że korzystając z przeglądarek typu Google mamy dostęp jedynie do małego ułamka zasobów, które kryje w sobie Internet. Owe tajemnicze okienko, o którym wspominałem we wstępie zbiera jedynie “śmietankę” pływająca po powierzchni, nie dającego się ogarnąć umysłem morza informacji. Niektóre próby szacunkowe mówią o tym, że za pomocą popularnych przeglądarek otwiera się przed nami jedynie 0,003% całych zasobów sieci!
Jak duży jest zatem Internet? Czy można to w ogóle zmierzyć? Jeśli tak, to czy istnieje umysł, który byłby w stanie wyobrazić sobie jego ogrom? Zadając te pytania w sposób oczywisty nasuwa się analogia ze Wszechświatem. W końcu wszelkie próby wyznaczania jego ram jak do tej pory również spełzły na niczym. Wygląda na to, że człowiek w swojej pogoni za władzą nad otaczającym go rzeczywistością stworzył drugi równoległy, być może znacznie potężniejszy i co gorsza, nie dający się w żaden sposób kontrolować świat.
Podobnie jest chyba z umyslem.. sami nie wiemy jaki jest, ktora czesc kotrolujemy sami, ktora z kolei sama kontroluje nami.., a ktora jest zupelnie niewykorzystana. Ponoc gdyby ludzie umieli wykorzystywac 50% umyslu, mogliby latac. Nie wiem jak mieliby latac – moze w myslach? Ja, poki co, lece pod prysznic.
Dobry artykul Gniewko!
Po przeczytaniu tego posta, zaryzykuję porównanie, że Google staje się podobny do stacji telewizyjnych – pokazuje nam tyle Internetu, ile telewizja rzeczywistości.
Coś w tym jest.. Ale w przypadku Google i innych przeglądarek to chyba nie jest zamierzone. Raczej winna jest temu ich nieudolność i niedoskonałość. Mam wrażenie, że sieć już dawno wymknęła się spod jakiejkolwiek kontroli i nikt już tego nie ogarnia – nawet Google hehe:)